Mgr Sylwia K. Mazur

Asystentka w Katedrze Nauk o Polityce i Administracji. Absolwentka Prawa oraz Dziennikarstwa i komunikacji społecznej. Trenerka umiejętności miękkich. Od 2013 r. związana także z Punktem Informacji Europejski Europe Direct – Rzeszów.

Ameryka Prezydenta Bidena, Unia Europejska i powojenny ład

W Europie nikt nie ma złudzeń, że wybór Joe Bidena na 46. prezydenta Stanów Zjednoczonych będzie oznaczał powrót do czasów „złotej ery” relacji transatlantyckich. A jednak na wieść o zwycięstwie kandydata Partii Demokratycznej Stary Kontynent odetchnął z ulgą. Dla jasności, rozkład więzi pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Europą nie zaczął się wraz z prezydenturą Donalda Trumpa. Uwaga administracji George’a W. Busha skupiona była na Bliskim Wschodzie. Dwie kadencje prezydenta Baracka Obamy przypieczętowały zwrot ku Azji. Ale to właśnie prezydentura Donalda Trumpa przyczyniła się do niespotykanego osłabienia relacji z sojusznikami we wszystkich częściach świata, w tym przede wszystkim partnerami europejskimi, których odchodzący prezydent bez cienia zażenowania nazwał „wrogami” i stawiał w jednym rzędzie z Chinami i Rosją.

Choć uwaga nowo wybranego prezydenta i jego administracji w początkowej fazie prezydentury będzie skupiona na „gojeniu” się Ameryki i mierzeniu ze skutkami pandemii COVID-19 (wymiar wewnętrzny) oraz relacjach z Chińską Republiką Ludową (wymiar zewnętrzny), to zgodnie z zapowiedzią Joe Bidena Stany Zjednoczone mają „wrócić” na arenę międzynarodową, gdyż Amerykanie dobrze zdają sobie sprawę, że tylko dzięki współpracy z sojusznikami można ujarzmić siły szybko zmieniającego się świata. Europa i Stany Zjednoczone wspólnie muszą zmierzyć się z globalnym zamętem podważającym stabilność systemu międzynarodowego.

Dlaczego Stany Zjednoczone potrzebują silnej Unii Europejskiej?

Prezydentura Donalda Trumpa przyśpieszyła proces uświadamiania instytucjom unijnym i  państwom członkowskim, iż „autonomiczna” Europa oznacza także wzmocnienie pozycji w relacjach z Waszyngtonem. „Leniwy transatlantyzm”, w którym Europa bardziej przypominała utrzymankę niż partnerkę odchodzi do lamusa. Status quo ante jest nierealny. W świecie „systemowej rywalizacji” Stany Zjednoczone potrzebują silnej Unii Europejskiej, która będzie w stanie wziąć na siebie odpowiedzialność za poszczególne kwestie. I choć obszarów, którymi należy się wspólnie zająć jest wiele (m.in. kwestie zdrowia publicznego, regulacja handlu międzynarodowego, rozwój nowoczesnych technologii, praw człowieka, migracje) to bez wątpienia odbudowa systemu multilateralnego ładu opartego o poszanowanie prawa międzynarodowego będzie kluczowa dla pozycji Europy w czasach odradzającej się „dżungli”. Wszystko to będzie odbywać się w cieniu walki ze zmianami klimatycznymi, które w coraz większym stopniu będę wpływać na sytuację geopolityczną.

Powrót multilateralizmu

Prezydent Donald Trump od początku okazywał niechęć (i brak zainteresowania) względem instytucji oraz instrumentów, które służą wzmocnieniu wielostronnej współpracy. Choć pogłoski o śmierci liberalnego ładu post-wojennego okazały się przedwczesne, to działania 45. prezydenta Stanów Zjednoczonych znacząco go osłabiły. Od bombardowania Syrii bez autoryzacji Rady Bezpieczeństwa, przez wystąpienia z Rady Praw Człowieka ONZ, odstąpienie od porozumienia nuklearnego z Iranem, przeniesienie ambasady Stanów Zjednoczonych z Tel Avivu do Jerozolimy, wycofanie się z Porozumienia Klimatycznego, wystąpienia w środku pandemii ze Światowej Organizacji Zdrowia, sparaliżowanie prac Światowej Organizacji Handlu, aż po sankcje nałożone na osoby współpracujące z Międzynarodowym Trybunałem Karnym – wszystkie te decyzje spotkały się ze zdziwieniem, krytyką i/lub oburzeniem.

Przez wzgląd na swoje ponad 40-letnie doświadczenie – w przeciwieństwie do swego poprzednika – Joe Biden jest politykiem znanym i przewidywalnym. Przez lata swojej kariery (także jako przewodniczący senackiej komisji ds. zagranicznych) nie tylko odwiedzał miejsca konfliktów i klęsk żywiołowych, lecz także nawiązał relacje z przywódcami i liderami państw, partii politycznych i ruchów społecznych. Prezydent-elekt jest multilateralistą, który przez wzmocnienie współpracy wielostronnej będzie dążył do resuscytacji Pax Americana. Wśród zaprezentowanych już propozycji

fot. Facebook Joe Biden

prezydenta-elekta znalazł się m.in. szczyt państw demokratycznych, który miałby wysłać silny sygnał demokracjom nieliberalnym oraz pełzającym reżimom autorytarnym, że strzępienie zasad państwa prawa, nadużycia wyborcze czy prześladowania mniejszości nie będą przemilczane. Unia Europejska zaproponowała z kolei dwa szczyty w pierwszej połowie 2021 r. (jeden z nich w formie zdalnej), na których miałoby dojść do odnowienia relacji transatlantyckich oraz przygotowania planu działania na wyzwania związane m.in. ze wzmacniającymi się Chinami.

Czy zmiany klimatyczne będą ważne dla prezydenta Bidena?

Choć przed wyborami podkreślano, że Biden nie jest czempionem walki o klimat, to mianowanie Johna Kerry’ego (byłego Sekretarza Stanu!) na specjalnego wysłannika ds. klimatu może świadczyć, że jest inaczej. Już w lutym Stany Zjednoczone mają ponownie stać się stroną Porozumienia Klimatycznego, które zostało podpisane przez 195 państw.

Jest to o tyle istotne, iż Stany Zjednoczone są drugim po Chinach emitentem CO2. Z kolei Unia Europejska przez ostatnie lata udowodniła, iż ze swego zobowiązania do walki o planetę zamierza uczynić atut na arenie międzynarodowej. Nie przeszkodziła jej w tym postawa prezydenta Donalda Trumpa, który zmiany klimatyczne uważał za „ściemę” wymyśloną przez Chińczyków. Przy pogłębiającym się kryzysie klimatycznym, zarówno Europa jak i Stany Zjednoczone muszą zmierzyć się z recesją wywołaną pandemią. Zielona gospodarka w Unii Europejskiej staje się motywem przewodnim prac nie tylko na najbliższe lata. Europejski Zielony Ład – jeden z celów Komisji Europejskiej pod przewodnictwem Ursuli von der Leyen – ma stać się „strategią społeczno-gospodarczo-kulturową UE”. Współpraca ze Stanami Zjednoczonymi może stać się kluczowa przy złożoności wyzwań czekających w post-pandemicznym świecie.

 Wyzwania post-pandemicznej rzeczywistości 

Oprócz ich złożoności zwiększa się także ich ilość. Po obu stronach oceanu potrzebna jest mobilizacja w związku z osłabieniem demokracji. Trump odchodzi, trumpizm (zjawisko w którym brak jest spójnej koncepcji czy doktryny, chaotyczna improwizacja, rządzenie m.in. z użyciem: mediów społecznościowych oraz ataków na przeciwników politycznych) zostaje. W państwach członkowskich partie populistyczne odnotowują wzrosty przy każdym kryzysie, co przekłada się także na możliwości działań UE na arenie międzynarodowej. W wymiarze gospodarczym może okazać się, że po osiągnięciach w walce z ubóstwem nie będzie śladu, a najbogatsze państwa świata ponownie będą musiały zmierzyć się z globalnymi nierównościami. Co więcej, Unia w dalszym ciągu nie może się skonsolidować i prezentować jako jednorodna siła. Czy po raz kolejny bodziec do zjednoczenia przyjdzie z drugiej strony Oceanu Atlantyckiego? Czy polaryzacja oraz trybalizm polityczny pozwolą na wyjście poza obręb partykularnych decyzji? W końcu, jak bardzo umocnienie się Chińskiej Republiki Ludowej wpłynie na relacje pomiędzy partnerami? Oby uczucie ulgi nie okazało się przedwczesne…