O wyroku TK z 22 października 2020 roku rozmawiają wykładowcy Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie: dr Konrad Szocik oraz wybitny prawnik i filozof prof. dr hab. Jan Woleński.

1. Jak ocenić wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 22 października 2020 roku w kontekście praw kobiet, wolności obywatelskiej, a nawet podstawowych praw człowieka?

Orzeczenie delegalizuje jedną z prawnie dopuszczalnych przesłanek aborcji, mianowicie wyrażoną w art. 4a.1, ustęp 2) Ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży z 1993 roku, stanowiącą, że aborcja jest uzasadniona, gdy (cytuję) „badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu”. Na pewno orzeczenie ogranicza wcześniej uznane prawo kobiety do poddania się zabiegowi przerwania ciąży w ustawowo dopuszczalnych przypadkach. Wszelako myślę, że pytanie dotyczy jednego z praw kobiet, jako należącego do zakresu wolności obywatelskich, a przez to do podstawowych praw człowieka. Trudność jednak w tym, że katalogi wolności obywatelskich czy podstawowych praw człowieka są włączone do systemów prawnych w raczej ogólny sposób, np. w konstytucjach, a tak samo są wyrażane  w międzynarodowych paktach praw człowieka czy praw obywatelskich – te ostatnie nie należą automatycznie do prawa wewnętrznego danego państwa. Trudno w tej sytuacji wywieść prawo do aborcji, tzw. na życzenie czy nawet ograniczonej, z ustaw zasadniczych lub wspomnianych dokumentów.

Orzecznictwo trybunałów międzynarodowych też pozostaje na dużym szczeblu ogólności – z jednej strony uznaje się podmiotowość płodu (to jest oficjalna terminologia, a nie „dziecko poczęte”), co implikuje jego ochronę, ale z drugiej strony przyznaje się kobiecie prawo do decydowania, czy ma urodzić dziecko czy też nie. Wprawdzie czasem trybunały międzynarodowe orzekają w sprawach indywidualnych, ale konkretyzacja zasad regulujących dopuszczalność aborcji jest pozostawiona prawu wewnętrznemu. Polska zresztą zażądała, aby miała prawo do uznawania, jakie elementy karty praw podstawowych UE jej dotyczą. Stosownie do tego Komisja Europejska uznała, że organy UE nie mają kompetencji do kwestionowania prawnej regulacji aborcji w Polsce (pomijam tutaj zastrzeżenia KE w sprawie statusu polskiego TK). Na tym jednak problem nie kończy się. Zwolennicy orzeczenia, np. aktywiści „Ordo Iuris”, powiadają, że wyznacza ono przyszłe standardy europejskie, a nawet światowe. To zdecydowanie nadmierny optymizm. W świecie, tym do którego należymy i chcemy, aby nadal tak było, ma miejsce taki konsensus w sprawie dopuszczalności aborcji, którego elementem jest uznanie zasady wyrażonej we wspomnianym  art. 4a.1, ust. 2) za niezbędną.

Polskie prawo aborcyjne jest już restrykcyjne w porównaniu z większością krajów UE, a orzeczenie TK pogłębia ten stan rzeczy.  Trudno liczyć na to, aby ten stan rzeczy został oceniony pozytywnie we Wspólnocie Europejskiej i w wielu krajach poza nią. A jeśli uznamy, jak to często czyni się, że w miarę powszechna praktyka określa zakres praw człowieka (w tym dopuszczalność przerwania ciąży w określonych warunkach), to można raczej być pewnym, że orzeczenie TK będzie interpretowane za naruszające wolności obywatelskie. Wprawdzie nie wynikną z tego jakieś formalne konsekwencje, ale, wbrew wspomnianym samo-zachwytom à la „Ordo Iuris”, restrykcyjne prawo antyaborcyjne nie podniesie prestiżu naszego kraju, a wręcz przeciwnie. Od razu zaznaczam, że tzw. aborcja na życzenie jest tylko jednym z rozwiązań, bynajmniej nie jedynym.         

2.Czy Konstytucja RP z 1997 roku rzeczywiście uzasadnia orzeczenie TK z 22 października 2020 roku?

Nie uzasadnia. Art. 38 Konstytucji powiada „Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę życia”. Z tego tekstu nijak nie da się wydedukować tego, że art.  4a.1, ustęp 2) jest z nim niezgodny. Przesłanką niezbędną jest uznanie, że płód jest człowiekiem od momentu poczęcia. Nic nie zmieni się przez dodanie (TK tak uczynił)  art. 30 i art. 31.3 Konstytucji „Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych”; oraz „Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw”. Nawet jeśli doda się, że płód jest osobą (człowiekiem) od poczęcia, jeszcze można dyskutować, czy nie należy wprowadzić wyjątków od prawnej ochrony życia człowieka w okresie prenatalnym. Tak więc przesłanka uznająca, że człowiek istnieje od jego poczęcia jest wprawdzie niezbędna, ale nie wystarczająca.

Rację mają ci, którzy twierdzą, że art. 4a.1, ustęp 2) mógłby zostać uznany za sprzeczny z Konstytucją, gdyby ją zmieniono przez dodanie przepisu zakazującego aborcji w ogóle lub w przypadku, gdy stwierdzono poważne wady płodu (pomijam dokładniejsze określenie). Innym sposobem mogłaby być stosowna nowelizacja Ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży z 1993 r. Nie jest tak, jak mówią politycy, nawet najwyższego szczebla, że wyrok TK „jest całkowicie zgodny z Konstytucją, co więcej w świetle Konstytucji innego wyroku w tej sprawie być nie mogło”. Pierwsze zdanie jest o tyle trafne, że jeśli przedmiotowe orzeczenie jest niezależne od ustawy zasadniczej, to – ani ono ani jego negacja – nie wynika z Konstytucji RP, a jeśli tak, to mogło być inne. To prawda, że TK musiał zająć stanowisko wobec wniosku grupy posłów, ale mogło być inne, niż zostało wyrażone w wydanym orzeczeniu.

Nie chcę trywializować problemu, ale niewątpliwie jest tak, że używanie samochodów nie tylko zagraża życiu, ale powoduje śmierć wielu osób. Idąc tym tropem, ktoś mógłby zażądać delegalizacji ruchu samochodowego lub jego znacznego ograniczenia utrzymując, że tego wymaga prawna ochrona życia ludzkiego. To jednak na pewno nie zostanie zaakceptowane. W gruncie rzeczy, art. 38 polskiej ustawy zasadniczej jest pewnych schematem, który jest wypełniany przepisami ustawowymi, oczywiście nie arbitralnymi, ale respektującymi jakieś zasady ogólne. W istocie rzeczy to właśnie jest treścią art. 31.3 Konstytucji RP.     

3. Czy aborcję w sensie art. 4.1, ustęp 2) można uznać za eugeniczną?

To całkowite nieporozumienie. Nazwę „eugenika” wprowadził Francis Galton (w 1883 roku) na oznaczenie idei doskonalenia gatunku ludzkiego poprzez selektywne rozmnażanie osobników o pożądanych cechach oraz eliminowanie z puli genetycznej osób o cechach niepożądanych, np. wadach rozwojowych, ale także z uwagi na alkoholizm i rozwiązłość. Projekt eugeniki był wprowadzony przez nazistów, ale próbowany także w USA i Szwecji poprzez przymusową sterylizację osób niepełnosprawnych intelektualnie. Te konteksty są powszechnie uważane za odrażające. Terminu „eugenika” został też użyty przez Margaret Sanger, amerykańską działaczkę na rzecz praw kobiet w 1919 roku. Na tym tle pojawiło się określenie aborcja eugeniczna, a w szczególności taki oto argument – aborcja z uwagi na warunki określone w art. 4.a.1, ustęp 2) jest porównywalna z eugeniką praktykowaną w celach zbrodniczych. Tymczasem Sanger miała na myśli, co wyraźnie stwierdziła, świadome planowanie rodziny, m. in. poprzez możliwość usunięcia płodu z powodu jego nieusuwalnych wad. Nie ma to nic wspólnego z eugeniką w niewątpliwie złym sensie, nie mówiąc już o tym, że ani Sanger ani współczesne projekty dopuszczające aborcję z powodu stwierdzonych medycznie wad płodu, nie zalecają przymusowego usuwania ciąży w takich przypadkach, ale jedynie dopuszczają taką możliwość.

Nie twierdzę, że wszyscy, którzy używają nazwy „aborcja eugeniczna”, w tym także przedstawiciele najwyższych władz państwowych, w szczególności prezydent Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki, sugerują analogie z nazizmem, ale na pewno wielu z nich stosuje to wyrażenie retorycznie, aby zdezawuować prawo kobiet do aborcji w rozważanym przypadku. O ile można to zrozumieć w związku z artykulacją wniosku do TK w sprawie art. 4a.1., ustęp 2), gdyż wnioskodawcom zależało na tym, aby osiągnąć zamierzony cel, to sformułowanie „legalizują praktyki eugeniczne w stosunku do dziecka jeszcze nieurodzonego, odmawiając mu tym samym poszanowania i ochrony godności człowieka” zdumiewa swoją niekompetencją.    

4. Nie ma wątpliwości, że orzeczenie TK jest związane z doktryną katolicką. Czy, jak twierdzą niektórzy komentatorzy, stanowisko Kościoła Katolickiego, niewątpliwie motywujące TK do orzeczenia „antyaborcyjnego”, było niezmienne w ciągu wieków?

Tak twierdzi np. abp Stanisław Gądecki, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski w swym oświadczeniu (cytuję) „Samo stanowisko Kościoła katolickiego na temat prawa do życia jest niezmienne i publicznie znane”. Szerzej wyjaśniają to kanony 2270 i 2274 kodeksu prawa kanonicznego z 1983 roku. „Życie ludzkie od chwili poczęcia powinno być szanowane i chronione w sposób absolutny. Już od pierwszej chwili swego istnienia istota ludzka powinna mieć przyznane prawa osoby, wśród nich nienaruszalne prawo każdej niewinnej istoty do życia”; „Ponieważ embrion powinien być uważany za osobę od chwili poczęcia, powinno się bronić jego integralności, troszczyć się o niego i leczyć go w miarę możliwości jak każdą inną istotę ludzką”. Wynika z tego ważna teza, że człowiek jest osobą ludzką od momentu poczęcia. Nawiasem mówiąc, nie wynika to z pierwszego zdania kanonu 2270, bo można przyjąć, że życie ludzkie powinno być szanowane i chronione od poczęcia, nawet w sposób absolutny, ale nie twierdzić, że poczęcie jest początkiem życia konkretnej jednostki, tj. uznać, że osobą staje się ona w jakimś późniejszym stadium prenatalnym lub nawet po urodzeniu. To, że życie poczęte ma być chronione w sposób absolutny, nie przesądza, że wyklucza to jakiejś wyjątki. Dodam jeszcze, że fragment o „każdej niewinnej istoty do życia” jest zbędny, ponieważ, o ile ma do dotyczyć okresu prenatalnego, kwestia jakiejkolwiek winy w ogóle nie może powstać, natomiast potem także podmioty winne czegoś mają prawo do życia. Niemniej jednak, kanony 2270 i 2274 jednoznacznie implikują, że aborcja jest zabójstwem.

Nie zawsze tak było, że Kościół katolicki (dalej posługuję się skrótem Kk) czy też jego wybitni przedstawicie, twierdził, że człowiek poczęty to osoba ludzka w pełnym znaczeniu. Dyskusje na ten temat rozpoczęły się w III w. i wyrażano w nich rozmaite stanowiska, np. Tertulian potępiał aborcję i uważał ją za grzech. Należy jednak podkreślić, że uznanie przerwania aborcji za grzech nie jest tym samym, co jej kwalifikacja jako zabójstwa. Aureliusz Augustyn z Hippony rozróżniał płody bezkształtne i ukształtowane – tylko tym drugim przypisywał osobowość, tj. duszę. Tomasz z Akwinu przyjmował za Arystotelesem, że dusza przechodzi trzy stadia – roślinne (wegetatywne), zwierzęce i ludzkie. Duszę w sensie teologicznym otrzymuje płód męski w 40. dniu, a żeński w 90. W konsekwencji aborcja przed tymi momentami nie jest zabójstwem, natomiast stanowi grzech. Sykstus V uznał każde spędzenie płodu (tak mówiło się wówczas o aborcji) i antykoncepcję za zabójstwo, ale Kk wycofał się z tego. Pius IX w 1869 roku powrócił do stanowiska Sykstusa V, przynajmniej w sprawie przerwania ciąży, i od tego czasu można mówić o procesie ostatecznie (czy na razie) zakończonym w 1983 r. Równocześnie zmieniało się (raczej falowało) podejście Kk do karalności (kanonicznej) aborcji. Zawsze była uznana za grzech, a często powodowała automatyczną ekskomunikę. Czasem zależało to od okoliczności, np. w PRL, gdzie aborcja, przynajmniej w latach 1960–1970, była praktycznie dostępna bez ograniczeń, ekskomunika nie była egzekwowana. Dla katolików stanowi to problem, gdyż rozgrzeszenie w warunkach ekskomuniki jest skomplikowane, przynajmniej teoretycznie. Papież Franciszek uznając przerwanie ciąży za grzech ciężki, przyznał zwyczajnym kapłanom prawo do udzielania abolicji.

Mimo, że naszym kręgu kulturowym chrześcijańska nauka o aborcji miała wpływ na prawo, to nie stało się ono prostą repliką katolickiej (bo o tę tutaj chodzi) moralności w kwestii aborcji. Pomijając szczegóły historyczne i ograniczając się do prawa polskiego, kodeks karny z 1932 roku uznał spędzenie płodu (taka była oficjalna nazwa) za odrębny typ przestępstwa (tj. aborcja nie była zabójstwem ani dzieciobójstwem) i wprowadził dwa wyjątki, mianowicie z uwagi na życie i zdrowie kobiety oraz gdy ciąża była wynikiem przestępstwa. Tak też, niezależnie od tego, jakie przyjmowano szczegółowe warunki dopuszczające przerwanie ciąży, sprawę regulowała większość kodeksów tzw. świata zachodniego, tj. odróżniała zabójstwo i aborcję. W konsekwencji, kanony 2270 i 2274 nie miały swojego odpowiednika w kodeksach karnych. To powoduje ciągłe napięcie pomiędzy Kk a władzą świecką w sprawie zasad dopuszczalności aborcji, ale to nie jest przedmiotem naszej rozmowy.

Tomasz z Akwinu jest filozofem o szczególnej wadze dla Kk, piątym i jak na razie ostatnim doktorem Kościoła, zwanym Anielskim. Jego wyżej wspomniane poglądy na aborcję, literalnie inne niż wyrażone w kanonach 2270 i 2274,  są nieraz traktowane jako dowód, że katolicka doktryna o aborcji ulega zmianie. Argumentem broniącym stabilności doktryny jest wskazanie na to, że Akwinata korzystał z sobie dostępnej wiedzy biologicznej, a ta zmieniła się, i usprawiedliwia twierdzenie, że poczęcie jest początkiem człowieka jako osoby. Wszelako Tomasz rozwiązywał nie tylko problem biologiczny, ale także teologiczny. Uważał, że człowiek otrzymuje nieśmiertelną duszę w pewnym momencie (patrz wyżej). To nie tylko kwestia numerycznego oszacowaniu momentu połączenia duszy (w sensie religijnym) z ciałem, ale także wartości argumentu biologicznego dla rozstrzygnięcia kwestii teologicznej. Kk twierdzi, że współczesna embriologia potwierdza stanowisko zajęte w kanonach 2270 i 2274. To jednak jest wątpliwe. Standardowy pogląd biologów, a w szczególności embriologów, jest taki, że poczęcie jest bardziej procesem niż zdarzeniem punktowym, potem następuje stadium zarodkowe (embrionalne) trwające od 11 do 12 tygodnia ciąży, a po nim okres płodowy. W związku z tym przyjmuje się, że o człowieku można mówić dopiero w okresie płodowym. Tak czy inaczej nauka nie potwierdza tezy, że początkiem osoby ludzkiej jest akt poczęcia. Można to uznać w tym momencie za stwierdzenie teologiczne, światopoglądowe, ale nie naukowe.

W związku z powyższymi uwagami trudno przyjąć, że stanowisko Kk katolickiego jest niezmienne, a podobna uwaga tyczy się koncepcji głoszonych przez poszczególnych wybitnych przedstawicieli katolickich, ponieważ głosili oni odmienne, a nawet niezgodne poglądy. Nie zamierzam tutaj rozstrzygać, jaki pogląd należy przyjąć, a jedynie wskazuję, że możliwe jest więcej niż jedno stanowisko. Jak pokazuje praktyka, konkretne rozwiązania ustawodawcze opierają się i muszą się opierać na decyzjach, które w jakimś sensie są konwencjonalne. Można np. usłyszeć, że „no dobrze, przyjmijmy, że człowiek zaczyna się np. od 12 tygodnia ciąży, ale co powiedzieć o płodzie mającym jeden dzień więcej lub mniej?” Tedy lepiej przyjąć, że początkiem jest poczęcie, bo to likwiduje spory. Wszelako podobnie może argumentować ktoś, kto powiada, że osobnicze życie ludzkie zaczyna się od urodzenia. Sprawa jest i musi być kontrowersyjna, a stąd nie da się ustalić, jakie rozwiązanie legislacyjne jest absolutnie trafne, zwłaszcza, jeśli rzecz dotyczy płodów z nieusuwalnymi wadami i związanymi z tym wypadkami dopuszczającymi aborcję, jako legalną. Rozwiązania skrajne, tj. zgodne z prawem kanonicznym lub całkowicie permisywne, nie są popularne, ale jednak spotykane. Kompromisy w tym zakresie, jak prawie w każdym innym, mają to do siebie, że nie zadowalają ekstremistów, ale dają się bronić racjonalnymi argumentami. TK stanął na jednym ze skrajnych stanowisk, motywowanym przez doktrynę katolicką w wersji z kodeksu prawa kanonicznego, ale zadaniem władz państwa oddzielonego od kościołów nie jest implementacja pryncypiów religijnych, ale osiąganie konsensusu społecznego.

 5. Czy moment wydania orzeczenia TK z 2020 roku był właściwy?

Wokanda (tj. wyznaczenie posiedzenia) na 22 października została ustalona bodaj 17 września. Już wtedy było wiadome, że możliwy jest, a nawet wielce prawdopodobny, znaczny wzrost zakażeń koronawirusem. Można też było zasadnie przyjąć, że orzeczenie, jeśli uwzględni wniosek o delegalizację art. 4a.1, ustęp 2) wywoła spore protesty. Racjonalne podejście do sprawy nakazywało odłożenie sprawy. W dniu rozprawy prognozy na temat rozwoju pandemii już  się potwierdziły, a protesty były pewne. Posiedzenie TK mogło być odroczone przez sam trybunał lub z inicjatywy wnioskodawców, albo też mogli oni wycofać sprawę, co nie wykluczało powrotu do niej. W tej sytuacji decyzję o procedowaniu wniosku trzeba uznać za skrajnie nieodpowiedzialną, zarówno z powodów epidemiologicznych, jak i politycznych. Trudno w tej chwili ocenić skutki, ale niewykluczone, że będą bardzo poważne. Można oczywiście powiedzieć, że protestujący powinni powstrzymać się od wychodzenia na ulice w związku z ograniczeniami sanitarnymi, ale nie oni mieli (mają) klucz do sytuacji. A tak już jest, że inicjatorzy i wykonawcy orzeczenia TK ponoszą główną odpowiedzialność za to, co już dzieje się i co jeszcze nastąpi, ponieważ TK odpowiada nie tylko za bezpośrednie skutki swoich działań, ale również za to, co mógł i powinien przewidzieć. Tak jest zarówno w prawie, jak i polityce.  

6. Co dalej?

Jeśli chodzi o stan prawny, to rozpatrywane są rozmaite scenariusze. Zmianę Konstytucji należy  w tym momencie wykluczyć. Niektórzy proponują, aby nie ogłaszać orzeczenia TK, np. z uwagi na to, że w jego gronie są osoby wybrane nieprawidłowo. Sam mam wątpliwości, co do statusu obecnego TK, ale nie sądzę, aby powtórzenie działań z 2015 roku. było rozwiązaniem właściwym. Orzeczenie TK, chociaż bardzo wątpliwe, zapewne zostanie ogłoszone i zacznie obowiązywać. Premier Morawiecki zaznaczył, że dwa pozostałe warunki dopuszczalności aborcji, mianowicie zagrożenie życia i zdrowia matki oraz pochodzenie ciąży z przestępstwa, dalej są aktualne. Być może przynajmniej niektóre przypadki dotychczas podpadające pod art. 4a.1, ustęp 2) będą traktowane jako zagrożenie zdrowia, sugeruje się, że psychicznego. To fatalne rozwiązanie, ponieważ prowadzi do obchodzenia prawa przy pomocy jego naciąganej wykładni.

Może być też tak, ze pojawią się dalsze wnioski do TK o uznanie za sprzeczne z konstytucją pozostałych punktów ustępów ar. 4a.1 lub jednego z nich. Sejm może, chociaż nie musi, znowelizować Ustawę o  planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Nie jest jednak wiadome, w jakim kierunku. Ekstremiści będą domagać się dalszego zaostrzenia przepisów anty-aborcyjnych i wprowadzenia powszechnego zakazu aborcji albo też jej zakazu, o ile pochodzi gwałtu lub zagraża „tylko” zdrowiu kobiety, a nie jej życiu. Może też być tak, że wprowadzi się jakiś mętny przepis, tak, aby można go było interpretować dość elastycznie. Tak czy inaczej, ustawowe uregulowanie sprawy po orzeczeniu TK będzie albo radykalne i znowu wywoła protesty lub wątpliwe z uwagi na wymagania techniki legacyjnej.

Na koniec zwrócę uwagę na pewne konsekwencje społeczne. Już przewiduje się wzrost podziemia aborcyjnego i wyjazdów za granicę w celu przerwania ciąży, ograniczenie badań prenatalnych oraz dalszy postęp deficytu urodzeń – kryzys w tej materii postępuje z roku na rok i grozi nie tylko katastrofą demograficzną, ale także załamaniem systemu emerytalnego. Ale jest jeszcze jedna sprawa, na którą na razie nie zwraca się uwagi (przynajmniej nic mi nie wiadomo na ten temat). Chodzi mi o to, że Covid-19 może mieć fatalne skutki w postaci zwiększenia ilości przypadków patologii ciąży. W tej sytuacji, należałoby poczekać z jakimikolwiek regulacjami dotyczącymi dopuszczalności przerywania ciąży.

Biorąc to wszystko pod uwagę, trzeba uznać orzeczenie TK za prawniczo złe i szkodliwe społecznie.

 

zdjęcie prof Woleński i dr Szocik

 

Dr Konrad Szocik – doktor nauk humanistycznych w zakresie filozofii, Pełnomocnik Rektora WSIiZ ds. przeciwdziałania mobbingowi, dyskryminacji i przemocy;

Prof. dr hab. Jan Woleński – profesor nauk humanistycznych, wybitny prawnik i filozof, członek rzeczywisty PAN, laureat Nagrody Fundacji Nauki Polskiej w Dziedzinie Nauk Humanistycznych i Społecznych w 2013 roku, Kierownik Katedry Nauk Społecznych w Kolegium Mediów i Komunikacji Społecznej WSIiZ oraz profesor honorowy WSIiZ.