Mgr Małgorzata Sokół

Pracownik badawczo-dydaktyczny w Katedrze Kosmetologii, doktorantka Uniwersytetu Medycznego w Lublinie na I Wydziale Lekarskim z Oddziałem Stomatologicznym, pracująca nad oceną jakości preparatów kosmetycznych zawierających srebro koloidalne, przeznaczonych do mycia twarzy i ciała oraz skuteczności ich stosowania u osób z chorobami skóry. Specjalistka w dziedzinie makijażu, pasjonatka medycyny estetycznej i chirurgii plastycznej. Prywatnie aktywna tancerka i trener tańca towarzyskiego, sędzia okręgowy Polskiego Towarzystwa Tanecznego.

Innowacyjne rozwiązania kosmetologiczne w walce z cieniami pod oczami

W miarę upływu czasu okolica naszych oczu ulega licznym przemianom. Zaczynamy zauważać nie tylko drobne zmarszczki, ale i utratę jędrności skóry oraz cienie pod oczami, co stanowi częsty kompleks zarówno kobiet, jak i mężczyzn. O ile utrwalające się od grymasów twarzy linie i załamania skóry częściej jesteśmy w stanie zaakceptować, to z zasinieniami pragniemy walczyć. Oczywiście, nie zawsze jest to proste, ponieważ występowanie ich może być również związane z zaburzeniami zdrowotnymi. Najczęściej jednak cienie uwidaczniają się po prostu razem z wiekiem, wraz z postępującym procesem starzenia.

Skóra w okolicy oczu jest bardzo cienka i starzeje się szybciej, niż w innych partiach ciała. Pomimo właściwej pielęgnacji  i ochrony, prędzej czy później zauważymy spadek jej jakości. Dochodzi do degradacji tkanki tłuszczowej pod okiem – stopniowo zanika, przez co okolica ta zapada się, tworząc tzw. dolinę łez i dając efekt cienia. Dodatkowo, przez coraz cieńszą i wiotką skórę, zaczynają prześwitywać drobne naczynia krwionośne, potęgujące efekt zasinienia. W całej tej sytuacji nie pomaga nam grawitacja. Pod dolną powieką gromadzi się nadmiar ścieńczałej skóry, który dodaje lat i sprawia, że wyglądamy na wiecznie zmęczonych i niewyspanych.  Z pomocą przychodzi nowoczesna kosmetologia i medycyna estetyczna. Rozwiązań jest wiele, ale które wybrać?

Jak skutecznie walczyć z cieniami pod oczami?

Często idziemy na skróty i sięgamy po wypełniacze, z których największą popularnością cieszy się kwas hialuronowy (HA). Nie jest to jednak uniwersalny lek na wszystkie problemy. Owszem, jeśli widoczny jest ubytek tkanki tłuszczowej i zapadnięcie doliny łez, jest to rozwiązanie sensowne i zasadne. Natomiast zdarza się, że dokonuje się implantacji HA u osób, których głównym problemem estetycznym jest nadmiar skóry i ewentualnie delikatne jej zasinienie. Na domiar złego, implantacja bywa dokonywana zbyt płytko. Wówczas nie dość, że zyskujemy sztuczny efekt wypełnienia przez „nadmuchanie worków pod oczami”, to sam cień może stać się bardziej widoczny. Dzieje się tak dlatego, że płytko zdeponowany HA tworzy tzw. efekt Tyndalla – preparat prześwituje przez skórę, dając siną poświatę. Dodatkowo należy pamiętać, że kwas hialuronowy pełni tu zadanie tymczasowego – bo utrzymującego się do ok. 12 miesięcy – implantu, który nie stymuluje skóry do regeneracji i odbudowy, a jedynie „łata dziury”. Trwałość rezultatu może również zostać zmniejszona przez stosowanie na okolicę poddaną kuracji zabiegów termicznych, powszechnie wykorzystywanych m.in. w gabinetach kosmetycznych do walki z problemową skórą wokół oczu.

Jaką mamy alternatywę?

Innym rozwiązaniem jest radiofrekwencja (RF) mikroigłowa. W tym zabiegu wykorzystuje się synergistyczne działanie fali elekromagnetycznej o częstotliwości fal radiowych oraz mikronakłuwania, które stymulują skórę do wzmożonej pracy. Po wprowadzeniu w głębokie warstwy skóry pozłacanych igieł, emitowana zostaje wiązka fal radiowych, powodująca powstanie efektu termicznego w tkance. Pod wpływem ciepła włókna kolagenowe ulegają skróceniu i przebudowie (powracają do swojej pierwotnej formy) – możemy efekt ten porównać do naciągnięcia luźnego sznurowania w bucie.  Skóra regeneruje się, zachodzą w niej procesy naprawcze, a fibroblasty zostają pobudzone do produkcji nowych struktur. W przypadku RF mikroigłowej na finalny efekt trzeba trochę poczekać, stosując serię zabiegów. Zabieg ten leczy jednak przyczynę, zamiast maskować skutek. Niestety, najczęściej nastawiamy się na natychmiastowy efekt, który niejednokrotnie wiąże się z ryzykiem. Rzadziej sięgamy po metody długodystansowe, nie analizując zysków i strat.

Wracając jednak do kwasu hialuronowego; co prawda jest biozgodny i występuje naturalnie w naszej skórze, jednak w medycynie estetycznej stosuje się HA produkowany przez bakterie i poddawany procesowi sieciowania (czyli zagęszczania). Fakt ten stanowi potencjalne ryzyko infekcji wywołanych przez zanieczyszczenia białkowe oraz wystąpienie reakcji alergicznej, spowodowanej również przez środek umożliwiający  łączenie cząsteczek HA w większe konglomeraty. Na jakość i bezpieczeństwo stosowanego preparatu składa się wiele czynników. Dla specjalistów wykonujących zabieg, kluczowa jest znajomość rynku i współpraca ze sprawdzonymi firmami, kierującymi się zasadami etyki zawodowej i przestrzegającymi właściwych standardów produkcyjnych.

Zabieg reklamuje się jako całkowicie bezpieczny i odwracalny. Jeśli jednak wystąpi wspomniane powikłanie, chętnych na podjęcie się „cofnięcia” niepożądanych efektów jest niewielu. Enzym hialuronidaza, który wykorzystuje się w tym celu, nie jest już tak łatwo podać jak sam kwas. Środek ten nie odróżnia naszego kwasu hialuronowego od wprowadzonego. Niewłaściwie zaaplikowany może spowodować spore szkody, co zniechęca niewprawionych pseudofachowców.

Bez względu na to, na którą metodę ostatecznie się zdecydujemy, fundamentalną kwestą  jest wybranie odpowiedniego specjalisty, który dokona właściwej kwalifikacji, proponując optymalne rozwiązanie na zniwelowanie danego problemu estetycznego.