Agata Jurkowska – Gomułka, Prorektor ds. Nauki

Spotykałam Kanclerza Harpulę na różnych etapach swojej drogi zawodowej, zwracał się do mnie per „dziewczyno” i mimo, iż w pierwszych bezpośrednich kontaktach wydał mi się nieco obcesowy, w momencie, w którym zahaczyło się w rozmowie o jakąś Jego prywatna pasję, natychmiast się zmieniał, bariery znikały. W ostatnich latach, czy miesiącach Jego życia odkryliśmy, że łączy nas również fascynacja historią Dolnego Śląska, temat wciąż jeszcze nieodkryty, a dla nas bardzo ciekawy i ważny. Stanisław Harpula był prawdziwym humanistą, takich osób jest mało, coraz mniej.

Wergiliusz Gołąbek, Rektor

Bardzo lubię ludzi ekscentrycznych, nietuzinkowych i niebanalnych, a Kanclerz Harpula taki właśnie był. Z wykształcenia inżynier, znakomity inżynier jak podkreślał podczas uroczystości pogrzebowych Prezydent Pomianek. Kanclerz miał bardzo szerokie zainteresowania; historia, biblistyka czy egzegeza biblijna, ponadto był znawcą opery i sam lubił śpiewać. Takich ludzi się rzadko spotyka. To był człowiek, proszę mi wierzyć, bez reszty oddany tej Uczelni. Pozornie wydawał się groźny, pozornie nieprzystępny, ale na dnie Jego serca kryła się wielka delikatność i wrażliwość. Trzeba było Go bliżej poznać, rozszyfrować niejako, żeby te ogromne pokłady wrażliwości zobaczyć.

Andrzej Rozmus, Prorektor ds. Nauczania

Nigdy nie zapomnę mojego pierwszego spotkania z Kanclerzem Harpulą, pracowałem w Ośrodku Badawczym i kiedy wszedł do mojego biura powiedział coś takiego – Ja jestem Harpula, jestem Kanclerzem tej Uczelni, a pan kim jest? Zaraz na początku rozmowy zapytał mnie, czym się interesuję. Miałem to wielkie szczęście, że akurat czytałem historię starożytnego Rzymu, a Pan Harpula był w trakcie czytania książki właśnie z tego okresu, zatem od razu znaleźliśmy wspólną płaszczyznę, więc nasza rozmowa trwała ponad godzinę. Nie wiem czy dokończył tego dnia obchód Uczelni, natomiast mnie po tej fascynującej rozmowie o wiele łatwiej było kontaktować się z Kanclerzem. Stanisław Harpula w pierwszym kontakcie nie był łatwą osobą, wielu wręcz się go bało. Obserwowałem czekających przed Jego gabinetem i widać było zdenerwowanie czy obawę na ich twarzach, natomiast gdy wychodzili z pokoju, wyglądali na bardzo ukontentowanych. Kanclerz z każdą minutą rozmowy zyskiwał sympatię rozmówcy. Bardzo sobie ceniłem i zawsze będę cenić fakt, że miałem okazję spotkać Stanisława Harpulę na swojej zawodowej drodze. W wielu przypadkach pomógł mi cenną radą czy opinią,  za to jestem Mu wdzięczny i nigdy tego nie zapomnę.

Agnieszka Sieczek, Kierownik Biura Rektora i Kanclerza

Gdy zaczęłam pracować, miałam wrażenie, że Kanclerz Harpula jest bardzo surowy. Zdarzało się często, że wysyłano mnie, aby coś Mu zanieść, to wówczas wręcz się bałam iść do Jego gabinetu. Sprawiał wrażenie człowieka bardzo surowego, ale szybko okazało się, że jest całkiem inny. Chciałam podkreślić jak bardzo Kanclerza Harpulę lubiły  dzieci i młodzież. Moje córki, kiedy jeszcze były małe i odwiedzały mnie tutaj, zawsze chętnie biegały do Kanclerza, do wujka kanclerza, bo tak kazał do siebie mówić, po cukierki, które zawsze miał w szufladzie. Do tej pory moja córka Ala wspomina ich smak, mówi, że tak dobrych cukierków nigdy nie jadła. Kanclerza lubili również studenci, nie chcieli u nas w Rektoracie zostawiać podań, upominali się o spotkania osobiste z Panem Kanclerzem. Nawet jeśli nie załatwili swojej sprawy pomyślnie, Pan Kanclerz tak z nimi rozmawiał, że wychodzili od niego podbudowani. Będzie mnie osobiście i wszystkim nam w Rektoracie bardzo brakowało Pana Kanclerza.

Małgorzata  Piela, Biuro Organizacji i Współpracy

Nie znałam drugiej osoby o tak wielkiej wiedzy historycznej. Kanclerz Harpula był pasjonatem historii, znał na pamięć daty, nazwiska, wydarzenia. Bardzo mi to imponowało, ponieważ sama interesuję się historią. W pierwszych kontaktach Kanclerz Harpula mógł się wydawać szorstkim i ostrym człowiekiem, ale przy bliższym poznaniu szybko okazywało się, że ma w sobie bardzo dużo ciepła i cierpliwości do nas, młodych pracowników. Zwracał się do nas, dziewczyn  per „paniusia”, było to sympatyczne. W tonie jego głosu brzmiała sympatia do nas, dziewczyn pracujących na różnych stanowiskach na Uczelni. Kanclerz Harpula żywo interesował się piłką nożną i tutaj też miał ogromną wiedzę, po ważnych wydarzeniach sportowych, zapalał się do dyskusji. Rzadko wzywał do siebie na dywanik, kiedy miał jakąś sprawę po prostu szedł do danego działu i rozmawiał z ludźmi.

Bartosz Pomianek, Dyrektor ds. Finansów i Rozwoju

Moi przedmówcy powiedzieli już bardzo wiele miłych słów o Kanclerzu, ja mogę się tylko pod tym podpisać. Kanclerz był osobą nietuzinkową, bardzo interesującym rozmówcą jeśli chodzi o sport czy historię. Pasjonował się przede wszystkim piłką nożną, był kibicem Real Madrytu, Manchesteru United i też Wisły Kraków. Jako człowiek, był niezwykle życzliwy, pomocny i otwarty. Jeżeli sytuacja tego wymagała, zawsze chętnie pomagał innym. Dobry człowiek, po prostu.

Magdalena Chyłek, Kierownik Biura Prezydenta

Człowiek ogromnej wiedzy i wielu pasji. Cechowała Go duża troska o drugiego człowieka. Wyróżniał się życzliwością i otwartością na innych, okazywał niemal „ojcowską” dbałość o pracowników Rektoratu, którego kilka lat byłam częścią. Codziennie witał nas uśmiechem i słowami „dzień doberek”, a urzędowanie zaczynał od kawy parzonej, która obowiązkowo musiała być przygotowana wg określonej receptury.

Tadeusz Pomianek, Prezydent  

Moje pierwsze spotkanie z Kanclerzem Harpulą miało miejsce w 1983 roku na WSK, gdzie prowadziłem badania naukowe w laboratorium odlewnictwa. On wówczas przyszedł do laboratorium zobaczyć nad czym się pracuje. Był  dyrektorem Wydziału odlewni precyzyjnej, więc nie była to jego działka, ale  interesował się wszystkim, więc i tym. Zapytał – co ty tu robisz? Mówię – badania na temat pieca próżniowego. Wkurzył się, kiedy Mu powiedziałem, że choć mało wiem o odlewni precyzyjnej, to jednego jestem pewien, że bez technologii próżniowej, daleko nie zajadą. Naskoczył na mnie wtedy, krzyczał – chłopie co ty tam wiesz, przecież  łopatka to jest serce samolotu, czy ty w ogóle wiesz, co to jest próba pełzania? Nic pewnie nie wiesz, a się wypowiadasz. Dyrektor Harpula trzasnął drzwiami i poszedł sobie, inaczej tego nie potrafię opisać. Jednak minęło kilka dni i zostałem zaproszony do gabinetu dyrektora, szefa Zakładu Metalurgicznego, a ten  poprosił mnie o przygotowanie badań na temat tego, na ile technologia próżniowa byłaby przydatna dla ich Zakładu. I to był cały Staszek! Najpierw nakrzyczał na mnie – co ty mi tu wciskasz człowieku, ale po kilku dniach rekomendował mnie dyrektorowi jako człowieka z potencjałem, którego trzeba wykorzystać. Tak właśnie zaczęła się nasza znajomość. Później bardzo wiele mi pomógł. WSK była to instytucja dość nieruchawa, więc trzeba było sporo się namęczyć, a efekt był taki, że to co Stanisław Harpula intuicyjnie wiedział, ja Mu w badaniach potwierdziłem. Miałem w związku z wynikami tych badań konflikt z ekipą radziecką, pracującą wtedy na WSK, ale On to załagodził i to wtedy nawiązała się nasza przyjaźń, nie tylko merytoryczna, ale i prywatna. Kanclerz Harpula w 2000 roku rozpoczął pracę na naszej Uczelni, przez 3 lata był Wicekanclerzem,  później przez kolejne 15 lat Kanclerzem. Mieliśmy wiele okazji do rozmów na przeróżne tematy i wiem, że jako osobę głęboko wierzącą i jako znawcę religii chrześcijańskiej bardzo bulwersowały Go praktyki polskiego kościoła i polskich katolików, innymi słowy był przerażony tym, co się dzieje i od dawna przewidywał, że młodzież pokaże plecy kościołowi. Bardzo to przeżywał, jednocześnie potrafił merytorycznie wszystko skomentować.

Później wszyscy widzieliśmy jak Kanclerz gaśnie, że z tą choroba nie wygra. Na tyle, na ile nas było stać, zorganizowaliśmy działania wspomagające, może pozyskał trochę czasu, może ta Jego doczesność została przedłużona. Podczas ostatniego spotkania, w lipcu 2018 r.  na początku warsztatów strategicznych, ja nie przez przypadek puściłem w naszym gronie „Chór Niewolników” z opery  Nabucco, Verdiego, wiedząc jak Kanclerz lubi ten utwór. Chciałem, abyśmy go wspólnie posłuchali, mając świadomość, że pewnie już po raz ostatni.