„Praca to nie szkoła, więc pracodawca zatrudni tę osobę, która się zna, a zna się ta osoba, która skończyła kierunkowe studia, bo ma wiedzę teoretyczną, skończone praktyki studenckie i szybciej się wdroży” – mówi Lidia Prokopiuk, absolwentka Logistyki oraz przyszła studentka II stopnia na kierunku Analityka biznesowa i Big Data we WSIiZ. Czy bez dyplomu można znaleźć pracę w wymarzonym zawodzie? Kiedy jest dobry moment, aby w trakcie studiów rozpocząć szukanie pracy? Poznajcie historię Lidii, która łączyła studia dzienne z pracą w zawodzie na cały etat.

Dlaczego zdecydowałaś się łączyć naukę z pracą? 

Lidia Prokopiuk: Pracę zaczęłam jeszcze na pierwszym roku, w drugim semestrze. Ta praca, którą mam teraz, jest związana bezpośrednio z moim wykształceniem. Znalazłam ją na początku trzeciego roku studiów. Obecnie jestem pracownikiem w dziale monitoringu, gdzie nadzoruje transport i dbam o to, aby wszystko dotarło na czas. Jestem takim łącznikiem między klientem a kierowcą. Ta praca wymaga ode mnie przede wszystkim dobrej organizacji, umiejętności radzenia sobie ze stresem oraz empatii, bo jednak po drugiej stronie telefonu też siedzi człowiek, który może odczuwać różne emocje.   

Kiedy jest dobry moment, aby zacząć szukać pracy, ale takiej, która jest związana z kierunkiem studiów? I jak się w ogóle do tego zabrać?  

 L.P: Moim zdaniem, pracy najlepiej zacząć szukać od drugiego roku studiów. Pierwszy rok to swego rodzaju wprowadzenie. Człowiek trafia w środowisko, którego nie zna i musi się dostosować, musi się przyzwyczaić. Te pierwsze dwa semestry to taki okres wdrożenia, natomiast na drugim roku, student ma jakąś podstawową wiedzę o swoim kierunku i co najważniejsze, jest już po praktykach, a przynajmniej ja już byłam, więc też już mniej więcej wie, jak może wyglądać jego przyszła praca. Poza tym, przez pierwsze 120 godzin praktyk można już przyszłemu pracodawcy pokazać, że człowiek nadaje się do pracy. To też dobra okazja, aby powiedzieć, że: „nauczyłem się tego i tego. Może chcecie mnie zatrudnić?”.  

Szukanie pracy na studiach, i to takiej związanej z kierunkiem, to wyzwanie, bo człowiek wysyła bardzo dużo CV, a na 80 proc. aplikacji nie dostaje żadnej odpowiedzi. W tej firmie, w której aktualnie pracuje, spodobało mi się to, że dali mi dość szybki feedback rekrutacyjny i nie musiałam się zastanawiać nad tym, czy mam szukać dalej, czy jednak nie. Po pierwszym etapie zdeklarowali także, że się do mnie odezwą, niezależnie od tego, czy decyzja o zatrudnieniu będzie dla mnie pozytywna czy negatywna. Finalnie, udało się dostać pracę w firmie, do której wcześniej nie dostałam się na praktykę. 

Praca na etat i studia dziennie… Jak udało się to połączyć? 

L.P: Mam pracę zmianową. Pierwsza zmiana kończy się o 14:00, druga o 22:00, a trzecia o 6:00, więc po prostu tak dogadywałam się z zespołem, w którym pracuję, abym mogła być i w pracy i na studiach. Czasem brałam wolne, a czasem po prostu kierownik szedł mi na rękę i układał grafik dla mnie tak, abym mogła podołać wszystkim obowiązkom. Poza tym, w pracy mam też coś takiego, jak dyżury weekendowe. Po takim dyżurze należy się tydzień wolnego, więc wtedy mogłam też na spokojnie nadrabiać zaległości czy po prostu chodzić na zajęcia.    

Lidia Prokopiuk, absolwentka Logistyki w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania oraz przyszła studentka II stopnia na kierunku Analityka biznesowa i Big Data.  

 A zdarzyło Ci się, że musiałaś być w dwóch miejscach równocześnie? Co w takiej sytuacji było ważniejsze: praca czy studia?  

 L.P: Na szczęście we WSIiZ istnieje coś takiego, jak przenoszenie terminów np. egzaminu czy zaliczenia. Poza tym po roku studiów już część wykładowców, z którymi miało się zajęcia, zna studenta i wtedy łatwiej było powiedzieć: „dziś pracuję, czy mogę przyjść w innym terminie?”. Jednym to pasowało, innym nie. Poza tym, ja w pracy mam też świetnego kierownika, który z dużą wyrozumiałością podchodzi do tego, że jestem studentką.  

 A jak wykładowcy WSIiZ reagują na studentów, którzy pracują i to w zawodzie zgodnym z ich kierunkiem studiów?  

 L.P: Pozytywnie, bo skoro student dostał pracę zgodną z kierunkiem, to znaczy, że jest zdolny i że coś umie, że posługuje się nie tylko wiedzą teoretyczną, ale już wie, jak ona działa w praktyce. Miałam też zajęcia z jednym panem doktorem, który był promotorem mojego kolegi z pracy. Jak dowiedział się gdzie pracuję, to zawsze mnie pytał jak mi się pracuje, co ciekawego robię w pracy. On jak i inni wykładowcy byli mile zaskoczeni, że udało mi się znaleźć prace w zawodzie jeszcze w trakcie studiów.  

  A praca inżynierska, którą obroniłaś we WSIiZ, była związana z Twoją pracą zawodową? 

 L.P: Moja praca inżynierska dotyczyła poprawy efektywności wykorzystywania ciężarówek, gdzie pisałam m.in. o czasie pracy kierowcy i technicznych właściwościach pojazdu. Opisałam w niej jedną z tras, którą obsługuję na co dzień w pracy.  

 A czy były takie momenty przez te 3,5 roku, że miałaś dość? 

 L.P: Miałam taką sytuację, gdzie skończyłam pracę o 6:00, a 8:00 zaczynałam zajęcia w kampusie w Kielnarowej. Przyjechałam przed uczelnie przed czasem, więc zdrzemnęłam się w samochodzie na parkingu. Później koledzy śmiali się ze mnie, że doświadczyłam na własnej skórze, jak to jest być „prawdziwym busiarzem”, ponieważ kierowcy też śpią w samochodzie na parkingu.   

Taka sytuacja, jak ta i podobne do niej, sprawiają, że człowiek ma dość, ale jakoś sobie trzeba radzić, bo naprawdę cieszy mnie to, że udało mi się znaleźć pracę w zawodzie jeszcze na studiach. Zwykle poszukiwani są młodzi ludzie, z dwudziestoletnim doświadczeniem, statusem studenta i najlepiej z niepełnosprawnością, więc naprawdę cieszę się z tego, co mam. To, że lubię moją pracę, ratuje mnie też w sytuacjach, kiedy czasami mam dość. Inną kwestią jest umiejętność zarządzania swoim czasem, aby skutecznie łączyć pracę ze studiami, aby nie musieć być w dwóch miejscach równocześnie… 

Mówiąc krótko, trzeba być dobrym logistykiem?   

L.P: Tak, dokładnie (śmiech).   

Pracujesz w transporcie. Czy studia w tej branży są ważne? Czy uważasz, że bez nich także dostałabyś tę pracę? 

L.P: Mam w zespole dwóch kolegów, którzy są po technikum. Jednego z nich „ratuje” to, że w zasadzie jest native spikerem, bo 20 lat mieszkał w Wielkiej Brytanii, ale na wdrożenie potrzebował trochę więcej czasu, bo np. inne osoby, które skończyły studia z logistyki, miały już opanowaną teorię. Mówiąc krótko, praca to nie szkoła, więc pracodawca zatrudni tę osobę, która się zna, a zna się ta osoba, która skończyła kierunkowe studia, bo ma wiedzę teoretyczną, skończone praktyki studenckie i szybciej się wdroży.   

Z Lidią Prokopiuk rozmawiała Joanna Gościńska z Biura Prasowego i PR Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie