Magda Louis – Urodziłeś się fotografem?
Przemysław Niepokój- Hepnar – Tak. Moi dziadkowie, Aleksandra i Władysław Niepokój prowadzili zakład fotograficzny w Krośnie, który po nich przejęli moi rodzice, można więc powiedzieć, że wychowywałem się w atmosferze sztuki fotografii.
ML – Była presja, żebyś kiedyś Ty kontynuował dzieło dziadków?
PNH – Absolutnie nie. Ja bardzo szybo zadecydowałem, że raczej nie pójdę drogą rzemiosła, tylko sztuki. Nie od razu jednak trafiłem tu, gdzie jestem w tej chwili. Najpierw studiowałem anglistykę, potem rozpocząłem studia na WSIiZ, grafikę komputerową i w tej chwili jestem na piątym roku. To tutaj poznałem Jakuba Ochnio, fotografa, których mnie natchnął i tak zaczęła się prawdziwa przygoda.
ML – Wyższa Szkoła informatyki i Zarządzania odkryła fotografa, który już cieszy się międzynarodową sławą?
PNH – Na Uczelni dostrzeżono mój potencjał, mogłem się swobodnie rozwijać i to Uczelnia zgłosiła mnie do różnych nagród. Trzykrotnie otrzymałem Stypendium Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego, a wielokrotnie Stypendium Rektora. Dodatkowo nagrodę Prezydenta Miasta Krosna oraz Nagrodę Zarządu Województwa Podkarpackiego za wybitne osiągnięcia w dziedzinie kultury . Krótko mówiąc, jeżeli ktoś się interesuje poważnie fotografią, to powinien przyjść na tą właśnie uczelnię.
ML – Kiedy wiadomo, że fotograf jest dobry? Liczą się nagrody czy opnie odbiorców?
PNH – Liczą się wystawy. Moje prace wystawiane były w 60 krajach, miałem 17 wystaw indywidualnych i kilkadziesiąt zbiorowych. Liczba wystaw jest kluczowa, jeżeli chce się ubiegać
o członkostwo w prestiżowych klubach. Najbardziej znana i nagrodzona wystawa pod tytułem „Życie obok nas” to mój fotoreportaż z wioski romskiej na Słowacji.
ML – Tej legendarnej wioski zapomnianej przez Boga i cywilizację? Lenatrov koło Bardejowa?
PNH – Tak. Pokazałem Romów w życzliwym świetle, w przeciwieństwie do wszystkich innych fotografów, którzy pstrykali zdjęcia biednym, nagim dzieciakom biegającym boso. Spędziłem tam dużo czasu podpatrując jak żyją. Na moich fotografiach najważniejszy jest człowiek. Nawet jak fotografuję obiekt architektoniczny staram się, żeby choć na drugim planie przemykał człowiek.
ML – Czego nie fotografujesz?
PNH – Krajobrazów, mody, żadnej komercji.
ML – Mieszkasz w Krośnie, to Twoje miejsce na ziemi. Czy masz tam, nie ruszając się z miejsca, wystarczająco dużo materiału do zrobienia świetnych fotografii?
PNH – Tak, mam nadzieję… Powstaje nowy projekt pod tytułem „Krosno okiem Hepnara i Okoniewskiego”, będziemy fotografować ludzi, miejsca, wydarzenia, naszą małą ojczyznę, która nas najbardziej interesuje. Nikt nas nie doceni za zdjęcia egzotyczne, zrobione gdzieś daleko, ale może za takie, jakie zrobiłem ostatnim klientom piekarni Kubit, która istniała od 1937 roku. Czekałem na nich cały dzień, czasami trzeba długo czekać na odpowiedni moment, żeby zrobić dobre zdjęcie.
ML – Czy do robienia fotografii tak jak do pisania potrzebna jest wena?
PNH – Nie wiem. Miałem okres niekreatywny, cichy, wtedy przez dwa miesiące nie robiłem zdjęć, ale czy nazwać to brakiem weny? Tego nie wiem. Nie miałem wtedy ani tematu ani chęci.
ML – Nosisz aparat przy sobie?
PNH – Nie rozstaję się z nim.
ML – Możemy chyba zdradzić, że już wkrótce zostaniesz tatą, więc pytanie takie: Czy twój dzidziuś będzie najbardziej obfotografowanym dzieckiem świata?
PNH – Zdecydowanie tak, będę fotografował dni i godziny jego życia, przez wiele lat.
ML – Życzę Ci w takim razie, żebyś zawsze trafiał na najlepsze światło, kiedy szykujesz się do zrobienia fotografii, nie magic hous czeka na Ciebie, a nie odwrotnie.
PNH – Dziękuję
ML – A na koniec proszę, przyjdź sfotografować swoją uczelnię i ludzi, bardzo jestem ciekawa jak wypadnie w obiektywie mistrza…