„To wyróżnia moją książkę – nie jest ona laurką dla hackathonów, lecz krytyczną analizą ich zalet i wad” – mówi w rozmowie z redaktorką portalu wsiz.edu.pl dr Maciej Ryś, autor „Sparks for Innovation. Why Hackathons Work and How to Organize One” i pomysłodawca HackCarpathi, której współorganizatorem jest Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie.
Kto powinien przeczytać „Sparks for Innovation. Why Hackathons Work and How to Organize One”?
M. Ryś: Książka jest skierowana zarówno do potencjalnych organizatorów i uczestników, jak i do osób po prostu ciekawych tego zjawiska. Otwiera ją zdanie: „for the hackathon people and anyone who seeks to understand us” (dla ludzi hackathonów i wszystkich, którzy chcieliby nas zrozumieć), więc każdy znajdzie w niej coś dla siebie.
Ile trwała praca nad książką? Co było największym wyzwaniem w tworzeniu jej?
M. Ryś: Najtrudniejszy był początek – trzeba było po prostu zacząć. Później poszło już łatwiej, choć oczywiście sam proces wydawniczy okazał się bardzo wymagający. Łącznie napisanie i wydanie książki zajęło dwa i pół roku, a uwzględniając także wcześniejsze badania, był to proces trwający znacznie dłużej.
Na LinkedIn pochwalił się Pan, że w związku z „Sparks for Innovation…” zostały poczynione pewne kroki związane z rozwojem Pana kariery naukowej. Czy można na ten temat coś więcej powiedzieć?
M. Ryś: To moja książka habilitacyjna. Wniosek o awans naukowy został już złożony, teraz pozostaje trzymać kciuki!
W opisie książki czytamy, że analizował Pan „ewolucję hackathonów od niszowych maratonów programistycznych po wszechstronne platformy wspierające postęp technologiczny”. Zastanawiam się, czy dziś przypadkiem hackathony nie stały się narzędziem do innowacyjnego greenwashingu, pozornej innowacyjności dla PR-u, bez realnej zmiany?
M. Ryś: Nie da się ukryć, że niektóre hackathony właśnie tym się stały. To jednak wyróżnia moją książkę – nie jest ona laurką dla hackathonów, lecz krytyczną analizą ich zalet i wad. Hackathon to miecz obosieczny – ma ogromny potencjał, ale w rękach niedoświadczonego organizatora może nie przynieść oczekiwanych efektów.
Innowacja – to dziś dość modne słowo, często nadużywane. Czy w kontekście hackathonów jest ono stosowane słusznie? Jeśli tak, to jak się ta innowacja objawia podczas takich wydarzeń i po ich zakończeniu?
M. Ryś: Jednym z wniosków mojej książki jest to, że hackathony rzadko generują „pełnoprawne” innowacje. Częściej pojawiają się pre-innowacje lub pomysły, które wymagają dalszej weryfikacji rynkowej. Oczywiście zdarzają się wyjątki, zwłaszcza na hackathonach nastawionych na konkretne wyzwania, gdzie definicja innowacji może być inna, a chodzi raczej o konkretne wdrożenie.
Jaką najbardziej nietypową lub zaskakującą formę przybrał hackathon, w którym brał Pan udział? Czy format ten da się całkowicie odciąć od technologii i nadal zachować jego istotę?
M. Ryś: Każdy hackathon jest wyjątkowy. Spotkałem się np. z formułą wieloweekendową, w której spotkania odbywały się przez kilka kolejnych weekendów, aż do finału, czy z hackathonami odbywającymi się równolegle w wielu miejscach świata. Istnieją także wydarzenia, które całkowicie odchodzą od rozwiązań technologicznych, np. hackathony społeczne czy otwarte, gdzie ocenia się przede wszystkim pomysły i koncepcje.
Na LinkedIn napisał Pan, że „Sparks for Innovation…” to nie laurka, a krytyczna analiza mocnych i słabych stron hackathonów. Może podać Pan największe plusy i minusy tej metody?
M. Ryś: Największym plusem jest możliwość wygenerowania ciekawych projektów i innowacyjnych rozwiązań w bardzo krótkim czasie. Minusem są trudności organizacyjne oraz wpisana w tę metodę nieprzewidywalność.
Czy zmienia się rola mentora w hackathonie w dobie generatywnej AI? Czy „human mentor” staje się mniej potrzebny, czy wręcz przeciwnie, ważniejszy niż kiedykolwiek?
M. Ryś: Moim zdaniem obie role są potrzebne. AI znacznie przyspiesza niektóre etapy pracy, ale człowiek nadal odgrywa kluczową rolę w odpowiednim wykorzystaniu tych narzędzi. Posiadanie narzędzi i umiejętność ich właściwego zastosowania to dwie różne sprawy.
Gdyby mógł Pan cofnąć się do swojego pierwszego hackathonu z dzisiejszą wiedzą, co zrobiłby Pan zupełnie inaczej?
M. Ryś: To ciekawe pytanie, ale chyba nic bym nie zmienił. Nie ma doskonałych hackathonów – każde wydarzenie jest inne i ma swoje specyficzne cechy. Czasem warto zaakceptować ich niedoskonałości, bo są one wpisane w tę metodę.
Jest Pan także pomysłodawcą i organizatorem HackCarpahia, który współtworzy Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania wraz z Podkarpackim Centrum Innowacji. Dlaczego uznał Pan, że to właśnie w Rzeszowie powinno odbyć się takie wydarzenie?
M. Ryś: W Rzeszowie i całym regionie widać duże zainteresowanie takimi inicjatywami. Ludzie chcą w nich uczestniczyć i chętnie się angażują. Hackathon to przede wszystkim ludzie i atmosfera, jaką wspólnie tworzą.
Jakie, Pana zdaniem, HackCarpathia, daje korzyści dla Rzeszowa i dla regionu? Czy warto kontynuować tego typu wydarzenia?
M. Ryś: Zdecydowanie tak. HackCarpathia daje możliwości rozwoju zarówno uczestnikom, jak i organizacjom biorącym udział w wydarzeniu. Dodatkowo pokazuje siłę i potencjał regionu nie tylko w skali kraju, ale także na arenie międzynarodowej.
Jakie dałby Pan wskazówki sobie i całemu zespołowi organizującemu HackCarpathię przed, miejmy nadzieję, kolejną edycją tego wydarzenia?
M. Ryś: Mierzyć wysoko i próbować realizować pomysły, o których inni nawet nie odważyliby się pomyśleć.
I na koniec, gdzie można nabyć „Sparks for Innovation…”, które ukazało nakładem wydawnictwa Columbia Business School?
Książka jest dostępna m.in. na Amazonie, a także w wybranych polskich księgarniach i sklepach internetowych.
Rozmawiała Joanna Gościńska z Biura Prasowego i PR